piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 5

Gdyby miał jakieś inne wyjście, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Niestety nie potrafiłem niczego innego wymyślić. Zebrałem całą bandę Mystic Falls w swoim domu, poza tym wezwałem również moje rodzeństwo. Pojawili się wszyscy prócz Kola, oczywiście tego mogłem się spodziewać.
- Pewnie zastanawiacie się po co was wszystkich tutaj wezwałem- powiedziałem tytułem wstępu, wszyscy razem pokiwali głowami.- Otóż wiem z pewnego źródła, iż ktoś chce obudzić Silasa.
- Shene mi o nim opowiadał- powiedziała Bonnie.- Jednak byłam święcie przekonana, że to tylko zwykła nic nie znacząca legenda.
- Tak się składa, panno Bennett, że to nie jakaś tam bajeczka dla niegrzecznych dzieci- powiedziałem.- To prawda i dlatego potrzebuje waszej pomocy, jeżeli wszyscy nie chcecie zginąć.
- Wyjaśnisz nam może dokładniej o co chodzi z nim i tym całym lekarstwem na wampiryzm?- zapytała Caroline, a wszyscy jej przytaknęli.
- No właśnie, przecież podobno Silas chce lekarstwo dla siebie żeby móc się połączyć ze swoją wielką miłością- dodał Damon.
- Tak jest w istocie- odparłem.- Jednak czy w żadnym z waszych małych móżdżków nie zrobił się chociaż cień podejrzenia, że po dwóch tysiącach lat, leżenia jak kłoda, nie będzie chciał tak po prostu wziąć lekarstwa i umrzeć? Mam również pewne przypuszczenia co do osoby która chce zdobyć to lekarstwo, ona chce mnie zabić za jego pomocą.
- O to by nam nie przeszkadzało- powiedział ten głupi Damon, a ja złapałem go momentalnie za gardło.
- Niklaus!- krzyknął, podnosząc się z fotela Elijah.- Puść go natychmiast!- uczyniłem to.
- Chyba zapomnieliście, że jeżeli ja zginę, pociągnę was wszystkich za sobą- powiedziałem ze złością kierując te słowa do przyjaciół.
- Skąd wiesz, że Silas i lekarstwo w ogóle istnieją?- zapytał jak zwykle opanowany Stefan.
- Dowiedziałem się tego od pewnej nego łowcy z The Five w jedenastym wieku- odpowiedziałem.- Opowiadaliśmy ci to już z Rebeką, Stefanie.
- Może i Stefanowi opowiadaliście, ale nie nam- wtrąciła Caroline.
- Niech wam będzie, opowiem jeszcze raz.

Rok tysiąc sto trzydziesty piąty:

W tamtym czasie okres polowań na ludzi noc bardzo się wzmógł, na skutek czego ja i moja rodzina musieliśmy zachować szczególną ostrożność. Jednak jak to zwykle bywa z naszą kochaną siostrzyczką Rebeką, musiała się zakochać w jednym z łowców, niejakim Alexandrze. Oczywiście przyjmowaliśmy go w swojej posiadłości we Włoszech jakbyśmy byli normalną rodziną. Skutkowało to tym, iż wiele rzeczy dowiedzieliśmy się o nieśmiertelnym Silasie, którego zazdrosna kochanka zamieniła w kamień i uwięziła na odległej ziemi razem z tajemniczym lekarstwem na wampiryzm. Zostało stworzone tylko po to aby w razie konieczności wcisnąć je mu do gardła i móc zabić.

- Powiedź mi Alexandrze, pomijając twoją misję niszczenia wampirów, jak zamierzasz uszczęśliwić moją siostrę?-zapytałem
- Zamierzam poślubić naszą cudowną Rebekę, drogi Niklausie- odpowiedział bez zająknięcia.
- A jak zamierzasz pogodzić swoją profesję z życiem rodzinnym?- zadałem kolejne pytanie.
- Szczerze wierzę, że moja przyszła małżonka pomoże mi w mojej misji- zdziwił mnie.
- Chcesz ją w to mieszać?
- Źle mnie zrozumiałeś, ja mam tylko nadzieję, że będzie wyrozumiała.
- Dobrze skoro już mówimy o twojej "pracy" to jak się niszczy prawdziwego wampira?
- Oczywiście za pomocą słońca, tych oto sztyletów i kołków- wyciągnął obydwa przedmioty ze swojej torby, z którą nigdy się nie rozstawał.

- Skończyło się na tym, że zabiłem go oraz jego towarzyszy jeszcze tej samej nocy- zakończyłem swoją opowieść.- Oczywiście byłem pewny, że wiedzą o nas i chcą pozabijać.
- Dlatego dopadła cie klątwa łowcy- powiedziała Elena.
- Zgadza się, jednak koniec z tymi bzdurami- odparłam.- Trzeba obmyślić plan jak zdobyć lekarstwo. Najlepiej będzie jak zaczniecie szukać grobu Silasa na najodleglejszej wyspie.
- Poczekaj jak to my?- zapytał Jaremy.
- Oczywiście, że wy. Chyba nie myśleliście, że ja pojadę z wami i będę się narażał?- zapytałem rozbawiony.- Wspólnie z Caroline spróbuję rozszyfrować mapę do grobowca, tylko ja mówię po Aramejsku- dodałem.
- Co mamy zrobić kiedy już je odnajdziemy?- zapytał Stefan.
- Oczywiście przywieść je tutaj, a później podamy je Elenie- powiedziałem.- To najodpowiedniejsza osoba, jako że jest tylko jedna porcja.
- Jak to Nik, przecież jesteś moim bratem powinieneś mi je dać, żebym mogła żyć tak ja chce!- krzyknęła Rebekah.
- Droga siostro, nie obchodzi twoje chore pragnienie bycia człowiekiem- wysyczałem wściekle.- Najważniejsze jest teraz zdobycie tego cholernego lekarstwa i unicestwienie przeklętego Silasa!- wrzasnąłem.
- Niestety już za późno, bracie!- krzyknął Kol, wbiegając do pokoju.- Katherine, zbudziła Silasa i uciekła z lekarstwem!
______________________________________________________
Wracam po prawie pięciu miesiącach nieobecności z nowym rozdziałem. Może jeszcze ktoś pamięta to opowiadanie.

Rozdział 4

- Tatia?- powtórzyłem osłupiały.
- Tak kochanie, a któż by inny?- jej bezczelny uśmieszek zaczął przywracać mnie do rzeczywistości.
- Co ona tutaj robi?- skierowałem pytanie w stronę Damona.
- Tego właśnie chcemy się dowiedzieć- pospieszył z odpowiedzią Stefan.- Jednak ona nie zamierza rozmawiać z nikim innym poza tobą albo Elijah'ą .
- Moi drodzy, moglibyście przestać o mnie rozmawiać jakbym w ogóle nie istniała- ten jej przesycony słodyczą głos doprowadzał mnie do furii.
- Ty nie powinnaś istnieć już od tysiąca lat!- wrzasnąłem doskakując do niej i łapiąc za gardło.
- Spokojnie Klaus, ona ewidentnie czegoś chce. Nie dowiemy się czego jeśli ją zabijesz- powiedział Stefan łapiąc mnie za ramię.
- Ja doskonale zdaję sobie sprawę czego ona może chcieć. Wróciła tylko po to żeby znów zniszczyć moje życie!- rozluźniłem jednak trochę uściski i po chwili całkiem ją puściłem.
- Mój kochany groźny, nieobliczalny Niklaus- przejechała ręką po mojej klatce piersiowej.-Wiesz za to najbardziej cie kochałam- gdyby nie ręka Stefana spoczywająca nadal na moim ramieniu już dawno wyrwałbym jej serce.
- Powiesz czego od nas żądasz, czy mam cie zabić?
- Nie będę rozmawiać z Tobą w ich obecności- spojrzałem na pozostałych, a oni bez słowa wyszli.
Wszyscy bez słowa wyszli z salonu. Odczekałem chwile, aż usłyszałem, że opuścili rezydencje.
- Czego chcesz?- zapytałem jeszcze w miarę opanowany.
- Oj Niklaus, dlaczego jesteś taki oschły- przymilała się w bardzo podobny sposób do Katherine. W napływie złości złapałem ją za gardło i przycisnąłem do ściany.
- Mów czego chcesz i po co przyjechałaś, albo zabije cię w tej chwili!- wrzasnąłem, miałem ochotę wyrwać jej serce.
- Przyjechałam z dobrymi zamiarami- wykrztusiła kiedy ją puściłem.- Dowiedziałam się, że ktoś chce obudzić Silasa- nie wierzyłem zbytnio jej słowom.
- Chcesz powiedzieć, że jakaś osoba szuka lekarstwa na wampiryzm?
- Robi dokładnie to samo co ja przed laty.
- Nie musisz mi przypominać- pamięć mi jeszcze nie szwankowała.

Rok tysiąc dwieście pięćdziesiąty:
- Elijah, nie mogę uwierzyć, że dajesz wiarę jej słowom. Ona tobą manipuluje!
- Bracie kocham ją i chce żyć jak każdy inny człowiek, chce być szczęśliwy.
- Tatia, chce zdobyć lekarstwo tylko po to żeby mnie zniszczyć, żeby zniszczyć całą naszą rodzinę!
- Niklaus nie możesz chociaż raz przestać myśleć tylko o sobie! Świat nie kręci się wokół ciebie.
- Wiesz co idź do diabła razem ze swoją wielką miłością!- musiałem go zostawić. Okazał się jeszcze większym głupcem niż myślałem wcześniej. Gdyby tylko znał prawdę.

Dwie godziny wcześniej:
- No popatrz, popatrz kogo moje oczy widzą- powiedziałem z drwiną.
- Klaus, co ty tutaj robisz?
- Mieszkam Kol. To ja powinienem zadać ci takie pytanie: Co ty tutaj robisz z życiową miłością naszego brata?
- To nie tak jak myślisz, Niklaus- powiedziała zdenerwowana Tatia.
- Zamknij się, nie z tobą rozmawiam.
- Bracie, ale ona mówi prawdę. Wszystko czego byłeś świadkiem to tylko tak wyglądało. Nic między nami nie ma- wymamrotał Kol.
- Wiedziałem, że oboje jesteście wyjątkowo głupi, ale nie sądziłem, że aż tak żeby próbować zrobić ze mnie takiego samego durnia- spojrzałem na dziewczynę.- Ty moja droga wiedz, że Elijah dowie się o waszej małej schadzce.

- Dlaczego mi o tym mówisz?- zapytałem.- Wtedy wykorzystywałaś moich braci do znalezienia lekarstwa- zrobiłem krótką pauzę.- Chciałaś mnie zabić, a teraz wracasz i spokojnie donosisz mi, że ktoś chce uwolnić przeklętego Silasa. Co będziesz z tego miała? Co chcesz ugrać w tej grze?
- Oboje wiemy doskonale, że Silas jest silniejszy nawet od ciebie, jeżeli zostanie zbudzony zrobi wszystkim piekło na ziemi- przerwała.- A tak się składa mój drogi, że ja bardzo lubię swoje życie i nie chce umierać.
- Co chcesz za tą informację?
- Tylko święty spokój. Obiecaj, że nigdy już nie będziesz mnie ścigał i Katerinię również wybaczysz- powiedziała z uśmiechem.
- Jeżeli wszystko co powiedziałaś jest prawdą, wybaczę ci, że kiedyś spiskowałaś przeciwko mnie. Jednak nie licz na to, że wybaczę również Katerinie- uśmiechnęła się krzywo.- Natomiast jeśli kłamiesz będę szukał cię tak długo dopóki cie nie znajdę i nie zabiję, obiecuję- pokiwała głową.
- Zgadzam się, jednak nie musisz być taki oschły- skierowała się do wyjścia.- Powodzenia Niklaus, będzie ci potrzebne- - wyszła zostawiając mnie z kolejnymi kłopotami na głowie.

Rozdział 3

Florencja, rok tysiąc sto osiemdziesiąty trzeci:
- Czas z tym skończyć, Niklaus.
- Wszystkie nasze problemy dobiegną końca kiedy ona zginie.
- Mała poprawka, wszystkie nasze problemy biorą się z nie uwagi twojej i Elijah'y.
- Pozbędę się jej i będziemy bezpieczni Kol.
- Myślisz, że Elijah na to pozwoli?
- W tej sprawie jego zdanie nie ma wcale znaczenia. Ona zagraża naszemu istnieniu. Ja ją stworzyłem więc życie równie dobrze mogę jej odebrać.
- Jesteś wystarczająco odporny na jej wdzięki?
Zatrzymaliśmy się na środku rynku, na którym zebrał się cały tłum. Łowcy właśnie schwytali jakąś nowicjuszkę i zamierzali pokazać ją całej ludności i wystawić na śmierć. Zdążyliśmy tylko przeraźliwy krzyk i wampirzyca stanęła w płomieniach.
- Nie zależnie od moich słabości ona musi zginąć. Założę się, że to ona donosi na wampiry do łowców z The Five.
- Skoro tak mówisz, bracie.

Mystic Falls. rok dwutysięczny trzynasty:
- Czego chcesz, Damon?
- Może trochę grzecznie, Klaus?
- Nie denerwuj mnie- warknąłem.- Lepiej mów co masz mi do powiedzenia?
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Potrzebujemy twojej pomocy. Pojawił się mały problem a właściwie pojawiła- powiedział Damon.
- Jak to pojawiła? Mógłbyś trochę jaśniej?- byłem już nieźle wkurzony. Nie dość, że miałem kiepski dzień to jeszcze ten palant dzwoni do mnie i prosi o przysługę po tym wszystkim.
- Zobaczysz jak przyjedziesz- rozłączył się.
Wsiadłem do samochodu i po dziesięciu minutach byłem już pod domem braci Salvatore. Otworzył mi Stefan. Wszedłem do środka. Nasza kochana banda dzieciaków tam była. Caroline, Elena, Bonnie, Damon,  Matt, Jeremy, Stefan, no i Katherine.
- Mogę wiedzieć co ona tutaj robi?
- Lepiej usiądź, Klaus.
- Wreszcie dowiem się co tutaj się do cholery dzieję- usiadłem z ociąganiem na kanapie i wziąłem drinka, którego podał mi Stefan.
- Trzymaj, przyda ci się.
- Sprawa jest taka, Klaus- zaczął Damon- to wcale nie jest Katherine tylko...- przerwał mu głos, który rozpoznał bym wszędzie.
- Witaj, Niklaus. Wiele lat upłynęło od naszego ostatniego spotkania, kochanie- odwróciłem się gwałtownie.
- Tatia?- zapytałem nie wierząc własnym uszom.

Rozdział 2

Znowu siedziałem w domu. Nie wiem dlaczego od kilku dni w ogóle nie wychodzę. Wszyscy pewnie myślą, że to ze strachu. Ale czego ja właściwie mam się bać. Tej głupiej bandy małolatów, która myśli, że mogą mnie pokonać tym swoimi marnymi sztuczkami z Bonnie. Muszę szybko coś wymyślić. Jakiś plan zemsty. Elena jest teraz wampirem więc nici z tworzenia nowej armii hybryd. Cholera jasna! Jaki ja byłem głupi zamieniając Tatię w wampira. Wtedy byłem jeszcze bardzo ludzki i pozwalałem żeby kierowały mną ludzkie uczucia, a ona okazała się później zwykłą szmatą. Tak samo jak Katherine. Cóż jak widać nie daleko pada jabłko od jabłoni.

Rok tysięczny:
- Twoja matka wykorzystała moją krew do czego?- zapytała dziewczyna z oburzeniem.
- Wszyscy jesteśmy teraz wampirami- odpowiedziałem spokojnie.- To znaczy nieśmiertelnymi istotami.
- Nieśmiertelnymi, ale dlaczego i po co?
- Przez śmierć mojego braciszka, przecież już ci to tłumaczyłem. Musimy umieć bronić się przed wilkołakami- wybałuszyła na mnie oczy.
- Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?
- Chciałbym żebyś stała się taka jak ja. Wtedy moglibyśmy na zawsze być razem. Nauczę cie jak radzić sobie z wszystkimi emocjami, obiecuje.
Przez chwile patrzyła na mnie ze strachem, smutkiem i odrobiną odrazy, aż w końcu powiedziała:
- Niklaus wiesz, że bardzo cie kocham i zrobiłabym dla ciebie wszystko ale okropnie się boje. Nie zapominaj, że jestem również matką.
- Właśnie. Chyba nie chcesz żeby twojej córce stała się jakaś krzywda?
- Oczywiście, że nie chce. Przecież to moje dziecko.
- Więc wybór jest prosty. Nawet jeśli będziemy wampirami możemy przecież ją wychować.
- Dobrze więc niech będzie jak zechcesz.

Rok tysiąc pierwszy:
- Zrobiłam jak chciałeś! Tak naprawdę nie chciałam taka być! Zmieniłeś się i to bardzo więc nie dziw się, że wybrałam jego. On przynajmniej stara się żeby nasze życie wyglądało normalnie.
Nie mogłem w to uwierzyć. Zrobiłbym dla niej wszystko tylko po to żeby zobaczyć uśmiech na jej twarzy, a ona i tak wybrała mojego brata.
- Skoro tak ci na nim zależy, to idź do niego! Wynoś się zanim cie zabije!
- Właśnie tak zrobię wyniosę się z twojego życia na zawsze! Żegnaj Niklaus.
Wybiegła zanim zdążyłem powiedzieć coś jeszcze.

Pamiętałem, że po tej rozmowie zabijałem bez opamiętania przez kilka kolejnych dni. Lepiej mi teraz, uczucia to największa słabość wampira. Kiedy kogoś kochasz i darzysz zaufaniem tą drugą osobę później czeka cię tylko większe rozczarowanie i nieopisany ból.

Rozdział 1

Wziąłem prysznic i nie zważając na protesty Rebeki wyszedłem z domu. Musiałem się napić i zapomnieć o problemach. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę Grilla. Wszedłem do baru, zamówiłem sobie drinka, jednego, drugiego, trzeciego, później straciłem rachubę. Delektowałem się smakiem mojego trunku, niestety w pewnym momencie mój spokój został zakłócony silnym szarpnięciem za ramię.
- Wiedziałam, że cie tutaj znajdę!- krzyknęła blondynka ze złością.- Opijasz swoje zwycięstwo, co? Jesteś z siebie dumny  ty obrzydliwy morderco?!- nie mogłem tego dłużej słuchać.
- Słuchaj, kochanie lepiej uważaj co do kogo mówisz, nie jestem dzisiaj w najlepszym nastroju. Przysięgam, że jeżeli nie przestaniesz zabiję cie. Wszystko mi jedno czy będę miał na swoim sumieniu jeszcze jedną ofiarę. Po za tym ja nie mam sumienia, przecież zabijam bez mrugnięcia okiem.- wiedziałem doskonale, że tylko blefuje. Wypiłem taką ilość alkoholu, iż podejrzewam, że nawet w muchę bym nie trafił. Poczułem silne uderzenie w twarz, zachwiałem się i zobaczyłem jak dziewczyna w pośpiechu opuszcza lokal. Usiadłem zamówiłem jeszcze jedną kolejkę.

Rok tysięczny:
Stałem przed moją matką ze spuszczoną głową. Właściwie nie wiedziałem dlaczego, przecież jestem wampirem a może wilkołakiem, sam nie wiem już czym.
- Niklaus doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie godzę się z twoim postępowaniem- jak może tak do mnie mówić.
- Ty natomiast zapewne wiesz, że to twoja wina, że jestem ty czymś. Ty mi to zrobiłaś! To twoja wina!- krzyknąłem.
- Jestem twoją matką i oczekuje trochę więcej szacunku chłopcze- co za hipokrytka.- Po za tym nie byłabym zmuszona do zamiany moich dzieci w wampiry gdyby nie twoje nieposłuszne zachowanie Niklaus. Musiałam was chronić.
- Wolałbym umrzeć zamiast Henrika niż przeżywać to co w tej chwili- uznałem rozmowę za zakończoną i odszedłem.
- Znajdę sposób żeby ulżyć ci w cierpieniu i ochronić innych, obiecuje- powiedziała Esther.

- Znalazłaś świetny sposób, mamusiu- wypiłem kolejnego drinka.

Rok tysięczny trzy miesiące wcześniej:
- Klaus, proszę zrób to dla mnie- prosił Henrik.
- Doskonale wiesz, że nie wolno nam tego robić. Rodzice nie będą zadowoleni, to niebezpieczne- próbowałem mu wytłumaczyć.
- Ale przecież ukryjemy się nic nam się nie stanie- pociągnął mnie za rękę.
- Powinniśmy pójść do groty razem z resztą rodziny.
- Proszę tylko ten jeden raz- dałem za wygraną i razem z Henrikiem ruszyliśmy w stronę lasu. Schowaliśmy się w krzakach i czekaliśmy na pełnie księżyca. W tym czasie na placu zgromadziła się spora grupa mężczyzn, którzy zaczęli przywiązywać do drzew łańcuch, którymi później obwiązywali sobie ręce. Nadeszła pełnia, a ludzie zaczęli się przemieniać w krwiożercze bestie. Widok, który ukazał się naszym oczom na pewno nie był odpowiedni dla dwunastoletniego chłopca. Chciałem chwycić Henrika za rękę i po cicho odprowadzić do groty, w której ukrywała się nasza rodzina. Jednak chłopca nigdzie nie było. Niestety z opóźnieniem zobaczyłem jak Henrik podchodzi do jednego z wilkołaków z zamiarem pogłaskania go. Jednak ten potwór odwrócił się w kierunku chłopca i już po chwili zobaczyłem jak rozszarpuje mu gardło. Chciałem pomóc bratu jednak trwało to tylko kilka sekund a wilk zostawił jego ciało i odszedł. Podszedłem do mojego braciszka i zabrałem jego poszarpane ciało do naszego domu. Po policzkach obficie leciały mi łzy.

- Płacisz za swoją głupotę, ty wredny sukinsynu- pomyślałem.- Twoje zdrowie Niklaus- dopiłem ostatniego drinka, zapłaciłem i wyszedłem z baru.

Prolog

Wpadłem do domu. Byłem wściekły a do tego cały we krwi moich hybryd. Jak one mogły, jak mogły mnie zdradzić?! Mnie swojego stwórcę! Wpadłem do salonu i zacząłem go demolować. Po piętnastu minutach pokój, który tak dokładnie urządzałem był cały zdemolowany. Tak samo jak moje życie, pomyślałem z goryczą. Zawsze byłem sam. Usiadłem przed kominkiem, zatapiając się w myślach.

Rok dziewięciuset dziewięćdziesiąty dziewiąty:
Siedziałem na mojej ulubionej polanie, uwielbiałem na niej tworzyć. Często chowałem się tutaj przed moim rodzeństwem i ojcem. Szczególnie przed nim. Jednak nie tym razem.
- A tutaj się ukrywasz Niklaus- powiedział Elijah podchodząc do mnie .
- Zamierzasz wydać mnie rodzicom?- zapytałem. Czułem niepokój. Elijah zawsze postępuje jak należy. Tego oczekuje od niego ojciec jako najstarszego syna. Jednak on uśmiechnął się tylko przysiadając się do mnie.
- Ależ skąd bracie, jeśli nie chcesz nigdy tego nie zrobię- rozejrzał się dookoła.- Pięknie tutaj- powiedział.- Lepiej pokarz co tam chowasz- chciał chwycić za mój rysownik. Jednak ja na to nie pozwoliłem. Po chwili tarzaliśmy się po trawie całkowicie zapominając dlaczego. Znów byliśmy tylko dwójką niesfornych chłopców, a nie przykładnymi starszymi braćmi. Elijah wreszcie się podniósł i powiedział:
- Dobrze jak nie chcesz nie musisz niczego mi pokazywać- uśmiechnął się.- Ale teraz bądź lepiej przykładnym bratem. Zbliża się Henrik.
Odwróciłem głowę i ujrzałem naszego małego braciszka idącego w naszym kierunku. Miał przygnębioną minę. Kiedy do nas podszedł zapytałem:
- Co się stało? Ktoś zrobił ci przykrość?- pokiwał przecząco głową.
- A więc o co chodzi?- dopytywał Elijah Mały przytulił się do mnie i zaczął płakać.
- Cherubinek znowu zniknął- powiedział patrząc na  Elijah'ę- Kol powiedział, że mama zrobiła z niego potrawkę, którą wczoraj jedliśmy na kolację- teraz to ja spojrzałem na brata.
- Nie martw się Henriku znajdziemy twojego zajączka- powiedział uspokajająco- Chodź- chwycił małego za rękę, a kiedy odchodzili Elijah dodał szeptem.
- Jak tylko spotkam Kola to tak mu przetrzepię skórę, że zapamięta do końca życia.
Chciałem pójść z nim ale Elijah powiedział, że lepiej będzie jeśli jeszcze chwilę tutaj posiedzę i wrócę dopiero na kolację. Wiedział o mojej kłótni z ojcem. Usiadłem więc z powrotem pod drzewem i zacząłem kończyć rysunek. Nawet nie zauważyłem kiedy usnąłem. Po jakimś czasie poczułem, że ktoś mnie szarpie za rękaw.
- Klaus, Klaus obudź się!
- Henriku zostaw mnie w spokoju- mruknąłem sennie.

- Klaus, Klaus no obudź się wreszcie! Coś ty zrobił z salonem?- otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz siostry.
- Ja się ciebie pytam coś ty tutaj narobił? I czemu mówisz do mnie Henrik. Jestem Rebekah, pamiętasz?- wstałem i nie mówiąc ani słowa udałem się do swojej sypialni. Kiedy byłem już w połowie schodów usłyszałem tylko.
- Już całkiem ci rozum odebrało Nik.