sobota, 12 kwietnia 2014

Epilog

Niklaus Mikaelson
Zmarł w dwutysięcznym czternastym roku
Always and Forever 

Staliśmy w strugach deszczu, przyglądając się nagrobkowi. Nie wiedziałam czy cokolwiek powiedzieć, czy dać szanse Elijah'y na zebranie wszystkich emocji. Jednak wyręczyła nas Bonnie. Wyszła przed nasz tłumek i zaczerpnęła powietrza. 
- Wiem, że nic nie jest w stanie ukoić ból waszej rodziny- zaczęła.- Jadnak może poczujecie się lepiej, kiedy wam powiem, że Klausowi udało się przejść na drugą stronę- wszyscy słuchaliśmy z uwagą.- Był spokojny i kazał przekazać, że was wszystkich kocha.
Rebekah rozpłakała się jeszcze bardziej, podpierając się na ramieniu Stefana, Bonnie podeszła do Kola i uściskała go serdecznie, nawet Elena miała łzy w oczach, a Damon wstrzymał się przed kąśliwymi komentarzami. Natomiast ja przytuliłam się do Elijah'y, który stał najbardziej na uboczu z kamienną twarzą. Nie minęło kolejnych dziesięć minut, a wszyscy się rozeszli. Tylko najstarszy Pierwotny ani myślał ruszyć się z zajmowanego miejsca.
- Zawiodłem Niklausa- powiedział po chwili.- Zawiodłem ich wszystkich- dodał spoglądając za oddalającymi się sylwetkami swoich bliskich.
- Ty naprawdę w to wierzysz?- zapytałam.- Elijah, jesteś najwspanialszym wampirem jakiego znam, cudowny z ciebie brat, zastanawiam się czy na świecie znalazłoby się wiele osób równie oddanych rodzinie co ty- powiedziałam z przekonaniem.
- Dziękuje ci, Caroline- powiedział.- Ciesze się, że Klaus mógł spędzić z tobą trochę czasu, wiem że był bardzo szczęśliwy- poczułam łzy w oczach.- Proszę- wyciągnął do pnie kopertę.- Jest zaadresowany do Ciebie- chwyciłam za list.- Myślę, że powinnaś go przeczytać w samotności, zostawię cie samą- pocałowałam go w policzek i pożegnaliśmy się.

***

Czułam się okropnie przytłoczona wszystkimi zdarzeniami. Nie wiedziałam czy to odpowiedni moment na czytanie ostatniej wypowiedzi Klausa. Przysiadłam jednak, przy jego grobie i drżącymi rękami wyciągnęłam lis. Wzięłam głębszy oddech i zaczęłam czytać.

Droga Caroline,

Zupełnie nie wiem, od czego zaczynać ten list. Całkowicie zapomniałem jak to się robi. Może na początek, powiem zwyczajne dziękuje. Wiem co wszyscy przede mną ukrywają, wiem że umrę. Czuje to, ale chce jeszcze trzymać się nadziei, jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jeżeli czytasz ten list to mnie już nie ma. Jednak nie chce się nad sobą użalać. Ostatnie dwa miesiące były najlepszymi miesiącami, jakie w życiu dane mi było mieć. Nie mówię tutaj tylko o ludzkim życiu, ale również wampirzym i za nie właśnie dziękuje. Właśnie ten nasz wspólnie spędzony czas, uświadomił mi kim jestem, a właściwie kim byłem. Przez wszystkie wieki, zachowywałem się jak rasowy sukinsyn. Przed oczami mam twarze wszystkich ludzi, których zabiłem, ale nie tylko ich, również masy wampirów, wilkołaków, czarownic, wszystkich, którzy byli zdolni mi się przeciwstawić.  Lubowałem się w budzeniu w nim lęku i myślałem, że to zapewni mi ich oddanie. Myliłem się, i właśnie ty mi to uświadomiłaś. Mała blondynka, która nie dorastała mi do pięt, potrafiła spojrzeć mi w oczy i zmieszać z błotem. Początkowo uważałem to za śmieszne, jednak później zacząłem darzyć cie szacunkiem, ponieważ tylko takie wampiry są w stanie mi zaimponować. Wtedy jednak odpychałem od siebie wszystkie te uczucia, dopiero powrót do bycia człowiekiem, pozwolił mi zobaczyć ciebie i siebie innymi oczami, oczami innych. Pewnie zanudziłem cie już na śmierć? Wiem, że te kilka zdań mojej pokory w obecnej sytuacji nie zmieni już nic, więc zacznę się teraz streszczać.
W ostatnim czasie podkreślałaś naszą przyjaźń. Czy nadal mogę uważać się za twojego przyjaciela? Mam szczerą nadzieje, że tak. Chciałbym cie o coś poprosić, po przyjacielsku. Mogłabyś pomóc Elijah'y, wesprzeć go w tym trudnym, dla niego czasie. Wiem, że Kol, Rebekah, a nawet Finn mają kogoś kto im pomoże, ale on zawsze jest sam. Znam go dobrze i wiem, że teraz się obwinia, zawsze obwiniał siebie za wszystkie nasze niepowodzenia, a to przecież nie jego wina. Tak uważam, że to co mnie spotkało to tylko moja zasługa. Moje rodzeństwo nie zasłużyło na to żeby nawet po mojej śmierć, zawracać sobie głowy, moją osobą, więc jeżeli możesz pomóż mojemu bratu w dojściu do równowagi, a później rozejdźcie się wszyscy we własnych kierunkach. Mam nadzieję, że będziesz wspominała naszą podróż jako wspaniały początek swojego wiecznego życia, ponieważ ja uważam ją za najcudowniejszy koniec mojego. Życzę ci niewyobrażalnego szczęścia.

Twój najbardziej oddany przyjaciel Klaus.

Skończyłam czytać i sama nie wiedziałam co zrobić. Popieprzony łajdak, nawet po śmierci musi doprowadzać mnie do łez.
- Nienawidzę cie wiesz!- wrzasnęłam, uderzając w biały marmur.- Masz szczęście, że już nie żyjesz, bo sama bym ci pomogła w wybraniu się na tamten świat!- byłam zła. Na niego za to, że wreszcie wszystko zrozumiał, na siebie za to, że mnie to w ogóle obchodzi. Wiedział, wiedział, że odchodzi. Dlaczego nie chciał o tym porozmawiać? Nagle sobie przypomniałam.

- Popatrz, Caroline- powiedział Klaus.- Czy zachody słońca w Nowym Orleanie nie są piękniejsze, niż te nad Mystic Falls?- przytaknęłam.- To zabarwione czerwienią niebo, przypomina w dużej mierze wampirze życie- przyglądałam mu się.- Pomyśl, życie każdego wampira jest naznaczone krwią tysiącami niewinnych ludzi. Takich teraz jak ja , cóż za paradoks- uśmiechnął się smutno. Myślisz, że skończę jak jedna z moich ofiar?- nie oczekiwał odpowiedzi.- Zasłużyłem na to, zasłużyłem na całe zło, które mnie spotkało- więcej nie powiedział już nic. Wiedziałam, że nie powinnam się wcale odzywać, on jakby sam ze sobą rozmawiał.

Podniosłam się z ziemi, ostatni raz spojrzałam na grób Klausa i ruszyłam w stronę domu.

- Klaus, Klaus, obudź się wreszcie!- otworzyłem oczy.- Wyglądasz, jakbyś zobaczył umarłego, wszystko w porządku?-  zapytała zatroskana.- Może zaklęcie Bonnie,  nie zadziałało.
- Jestem Hybrydą, prawda?- zapytałem. To tylko sen, ja nie umarłem?
- Nie Klaus, żyjesz- powiedziała, dziwnie mi się przyglądając. Coś ty zrobił z salonem?- zapytała rozgniewana.
- Idę do siebie- powiedziałem tylko, wychodząc.
- On za dużo ostatnio przeżył- powiedziała Rebekah i zabrała się za sprzątanie.

KONIEC
______________________________________
Dziękuje, bardzo wszystkim czytelnikom jakich miałam. Tak to już koniec, pewnie jesteście nieźle oszołomieni, ale tak miało być. Klaus śnił o rzeczach, które przeżył, ale jak to w śnie bywa jego wyobraźnia zakończyła inaczej jego opowieść. Rzeczywiście stał się człowiekiem i wszystko toczyło się tak jak to przedstawiła, jednak Bonnie udało się zrobić z niego Hybrydę. Zaskoczeni?
Zapraszam wszystkich do śledzenia moich pozostałych blogów:
http://elijah-katherine-czy-elena.blogspot.com/
http://igrajac-z-ogniem.blogspot.com/
http://smierc-czeka-za-rogiem.blogspot.com/
http://czy-to-jest-prawdziwe.blogspot.com/- na to opowiadanie musicie dłużej poczekać. Jak skończę, któreś z pozostałych trzech zacznę je pisać.
Pozdrawiam, do napisania:)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 13

Dwa miesiące później:

- Wróciliście!- wrzasnęła Bonnie, rzucając się w ramiona Caroline.- Jak się czujesz, Klaus?
- Wyśmienicie, nigdy nie było lepiej- pozwoliłem żeby mnie uściskała.- Co to za czułości, wobec mojej osoby?- zapytałem podejrzliwie.
- Sama w to nie wierzę, ale nawet za tobą się stęskniłam- powiedziała uśmiechnięta.- Wchodźcie, wszyscy czekają w salonie- nie przesadzała, byli wszyscy. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg salonu, nastąpiło istne szaleństwo, morze uścisków i śmiechów.
- Udusicie nas w końcu- powiedziałem, wreszcie.- Chcecie usłyszeć nasze przygody, czy nie?
- Czekaliśmy, na to dwa miesiące- powiedział Kol.- Opowiadajcie.
Razem z Caroline wymieniliśmy spojrzenia, później blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Nigdy nie nasłuchałem się tyle Eda Sheerana i Leny del Rey, co w naszym samochodzie- wszyscy się roześmieli.- Wiecie, że to dla miłośnika klasyki była prawdziwa katorga.
- Gdzie byliście?- zapytała Bonnie.- Klaus, wywiązałeś się w końcu ze swojej obietnicy?
- Odkryłam kolejną jego cechę- wtrąciła Caroline.- Jest prawdomówny, dziewczyny nawet nie zdajecie sobie sprawy ile rzeczy widziałam. Wszystkie zabytki, legendarne miejsca i cudowne klimaty na starym kontynencie- świergotała dalej.- Dosłownie musiałam mieć oczy dookoła głowy, żeby wszystko spamiętać, a Klaus opisywał każde miejsce, które zwiedzaliśmy. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie Nowy Orlean- zakończyła monolog.
- Byliście w Nowym Orleanie?- zapytał zszokowany Elijah'a.
- Oczywiście bracie- odparłem.- Nie wyobrażam sobie, nie pokazać Caroline naszego miasta. Jednak nie zgadniesz kto nim aktualnie rządzi, Marcem mój protegowany, którego uważaliśmy za zmarłego. Nie omieszkał zakręcić się wokół Caroline- spojrzałem na nią wymownie.
- Daj spokój, Nik- powiedziała.- Nie wierzcie mu, posiada zbyt wybujałą wyobraźnie. Marcel to na prawdę miły facet, jednak nie powalił mnie na kolana. Byłam świadoma, że chce zrobić na złość Nikowi. Nie jestem taka głupia- spiorunowała mnie wzrokiem.
- Uważałem się za odpowiedzialnego- powiedziałem.- Nie mogłem pozwolić, żebyś zadawała się z tym dupkiem. Zwyczajnie zamierzał cie wykorzystać.
- Zupełnie jak ty- mruknął Kol, wszyscy na niego spojrzeli.- No co? Chyba nie powiecie, że kłamię? Wszyscy wiemy, że Klaus na nią leci- Bonnie szturchnęła go w bok.- Auć, już się zamykam.
- Lepiej powiedźcie jak trzyma cie nasze miasto- poprosił Elijah.- Rozwinęło się na przestrzeni tego stulecia, w sensie społeczność wampirów.
- Nawet sobie nie wyobrażasz!- wrzasnęła, uprzedzając mnie Caroline.- Jest ich chyba, nawet więcej niż ludzi. Jednak to czasami wkurzające, Marcel uważa się za króla i w ogóle nie szanuje ludzkiego życia. Momentami miałam ochotę mu przyłożyć- wszyscy się roześmiali.
- Myślę, że Caroline świetnie wam wszystko opowie- wtrąciłem.- Ja pójdę odpocząć- wyszedłem z salonu.

***

- Powiem ci, że świetnie odpoczywasz- powiedziała Caroline.- Chyba musisz lubić siadanie na dachach, piękny widok.
- Może siedzenie na dachach nie jest taką przyjemnością- odparłem.- Jednak tak piękne zachody słońca są godne wszelkiego poświęcenia. Wiesz, że niebawem będę musiał was wszystkich zostawić- powiedziałem po chwili milczenia.- Ja się starzeje i nie chce siedzieć wam na głowie.
- Nie mów w ten sposób- zbeształa mnie blondynka.- Twoja rodzina kocha cie ponad wszystko, a pozostali chętnie ci pomogą- powiedziała.
- Sam nie zniosę patrzenia na was- odparłem.- Już sobie to wyobrażam: wy wiecznie młodzi, używający życia, a ja stary, niedołężny dziadziuś, któremu trzeba zmieniać pieluchy.
- Uważasz, że tak wygląda życie każdego staruszka?- kiwnąłem głową.- Tutaj się mylisz, może i jest mnóstwo takich przypadków, ale są wyjątki- spojrzałem na nią z powątpiewaniem.- A nawet jeśli będzie według twojego scenariusza, to na pewno nie zostaniesz sam.
- Tego to jestem pewny- powiedziałem.- Tylko, że ja nie chce spoglądać w zmartwioną twarz Elijah'y, tylko dlatego, że ma tak wielkie poczucie odpowiedzialności.
- Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy?- zapytała nagle.- Masz jeszcze wiele lat przed sobą.
- Masz rację- odparłem.- Pójdę się położyć.

***

- Co takiego!?- wrzasnęła Caroline.- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?- zapytała.
- Niklausowi, pozostał może miesiąc życia- powiedziałem.- Nie potrafiłem ci tego powiedzieć, szczególnie w momencie kiedy jechaliście w podróż, nie chciałem żebyś zaczęła zachowywać się przy nim nienaturalnie- dodałem.
- On niczego się nie domyśla?- zadała kolejne pytanie.
- Mamy nadzieje, że nie- odparłem.- Wiesz, że ja nigdy się nie poddaje, ale pozostało nam coraz mniej czasu i pomysłów- byłem bardzo zrezygnowany.
- Próbowałam już wszystkich zaklęć- wtrąciła Bonnie.- Silas powiedział, że Tatia była jedynym sposobem.
- Czyli pozwolimy mu tak po prostu umrzeć?- dlaczego ona musi być taka bezpośrednia.
- Myślisz, że chce żeby mój brat umierał na moich oczach, gdy ja nic nie mogę zrobić?- zapytałem retorycznie.- Zrobię dla niego każdą rzecz, dopóki żyje mamy nadzieje. Mam już dość tej presji i chciałbym żeby pojawiło się światełko w tunelu, ale powoli zaczynam sobie uświadamiać, że przegrałem już tą wojnę- załamałem się, siadając w fotelu.- Co z nim?- zapytałem.
- Położył się- odpowiedziała.- widać, że bardzo szybko się męczy, ale próbuje udawać twardego- to dla niego takie typowe.
- Pójdę zobaczyć, czy wszystko z nim w porządku- powiedziała Rebekah.- Może czegoś potrzebuje.
Wszyscy byliśmy bardzo przybici, nikt się nie odzywał. Co można powiedzieć w takiej sytuacji? Wiedziałem, że osiemdziesiąt procent osób obecnych w tym domu, marzyło o śmierci Klausa. Jeszcze przed rokiem odbyłaby się wielka fiesta na cześć, jego palenia się w piekle. w obecnej sytuacji jednak byliśmy świadomi, że będzie powoli gasł. Moje rozmyślenia przerwał krzyk siostry. Wszyscy poderwali się z miejsc i pobiegliśmy na górę.
- Niklaus! Nik, braciszku obudź się, proszę!- wrzeszczała, cała zapłakana. Nagle zaczęła okładać go pięściami. Caroline wspólnie z Kolem podeszli do niej. Nasz brat chwycił ją w ramiona, a blondynka sprawdziła puls, chociaż to wcale nie było potrzebne.
- On odszedł- powiedziała, spoglądając w moją stronę. Nagle zapadłą bardzo przytłaczająca cisza.
_______________________________________
Wiem, że mnie nienawidzicie, ale nie miałam innego wyjścia. Epilog jutro.

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 12

Następnego dnia:

- Elijah, zdajesz sobie sprawę, że cała sytuacja może okazać się klapą- zapytała Bonnie.
- Wiem, ale nie poddam się- odpowiedziałem.- Ktoś musi mieć nadzieję.
- Bracie, my nie chcemy żebyś się rozczarował- wtrącił Kol.
- Jestem wam wdzięczny- odparłem.- Jednak miejmy to już za sobą.
Podążyliśmy w stronę domku letniskowego, w środku lasu, na obrzeżach stanu Virginia. Dziękowałem opatrzności za to, że Bonnie może być jednocześnie kotwicą i czarownicą. Byłem świadomy szans powodzenia naszej misji, które na obecną chwilę równały się zeru. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem przodem. Zapukałem do drzwi.
- Elijah, nie bądź już tak przywiązany do kurtuazji- prychnął Kol.- Otwieraj te drzwi i miejmy już to za sobą. Jeżeli Silas nie będzie chciał nam pomóc, chętnie oderwę mu głowę.
- Uspokój się- poprosiłem, naciskając klamkę. Ku naszemu zdziwieniu, drzwi ustąpiły z łatwością. Przekroczyliśmy prób.
- Nie należy do człowieka- szepnęła Bonnie.
- Już myślałem, że nie przyjedziecie- jak na komendę odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał głos.- Czekałem na tą wizytę od kilku dni- W salonie, na fotelu siedział Silas.

***

 - Dlaczego wyglądacie, jakbyście ducha zobaczyli?- zapytał kpiąco.- Przyszliście ze mną porozmawiać, nie bylibyście rozczarowani, nie zastając mnie tutaj?
- Wszystko zaplanowałeś?- zapytał Kol.- Ty przeklęty sukinsynu!- zamierzał rzucić się na Silasa, ale go powstrzymałem.
- No, no, no panie Mikaelson- pogroził mu palcem.- Niech pan nie będzie taki w gorącej wodzie kąpany, jednak brat jest bardziej roztropny- milczał przez chwilę.- Elijah, odeślij brata i pannę Bennett, a wtedy będziemy mogli porozmawiać o sprawie, w której tutaj przybyliście.
- Kol, Bonnie, zostawcie nas samych- poprosiłem.
- Oszalałeś!?- wrzasnął Kol.- Nie zamierzam zostawiać cie samego z tym osobnikiem!
- To wzruszające- wtrącił Silas.- Zależy ci na braciach? Wychodzę z założenia, że bardzo, więc umówmy się w ten sposób, znikniecie, dając nam pół godziny na rozmowę, a jeżeli Elijah nie pojawi się przed domem po upływie tego czasu, będziesz miał prawo znów przekroczyć ten próg.
- Pół godziny- powiedział Kol i pociągnął Bonnie za sobą.
- Jesteście dziwnie blisko, jak na tak skłóconą rodzinę- powiedział, po upewnieniu się, że Kol z Bonnie odeszli już wystarczająco daleko, żeby nie słyszeć naszej rozmowy.- Przejdźmy do rzeczy, czego ode mnie oczekujesz?
- Potrzebujemy twojej pomocy- powiedziałem.- Zapewne wiesz, że Niklaus jest teraz człowiekiem. Staramy się odwrócić ten proces- nabrałem powietrza.- Tatia nie żyje, a to było nasze jedyne źródło wiedzy o wampiryzmie. Wiemy również, że ty stworzyłeś zaklęcie, którym posłużyła się nasza matka do przemiany. Powiesz mi czy istnieje jakaś szansa, na odwrócenie procesu, który spotkał Niklausa?
- Widać, że jesteś kochającym bratem- powiedział po chwili.- Elijah, wydajesz mi się najbardziej moralną osobą z całej swojej rodziny, jednak muszę cie rozczarować, nic nie powiem- dodał.- Rzeczywiście zabiłem Tatię, ponieważ chciałem zniszczyć sposób na przywrócenie Klausowi nieśmiertelności, ja również wykorzystałem krew żyjącej Petrowej, więc nawet gdyby żyła nic byś nie poradził, ponieważ potrzebny byłby ludzki sobowtór. Jest jeszcze sposób zaklęcia, ale zostało przez wieki tak przekręcone, że ono też nic nie zdziała- przerwał.- Ja oczywiście nie mogę wam pomóc, uważam, że świat bez Niklausa będzie o wiele zdrowszy.
- Wiesz, że mogę cie zabić, jeżeli mi nie pomożesz?- zapytałem, podchodząc do niego.
- Myślisz, że mi na tym zależy- wyciągnął sztylet.- Sam marze o tym, żeby umrzeć, ale za nim umrę coś ci powiem, lekarstwo powoduje powrót wszystkich przeżytych lat, więc podliczając Klausowi zostało może z trzy miesiące życia- i dźgnął się prosto w serce.
Stałem jak osłupiały, przyglądając się jego zsiniałemu ciału.
- Elijah, minęło już pół godziny- usłyszałem głos Kola.- Co się tutaj stało, do cholery?
- Powinniśmy wracać do Mystic Falls- powiedziałem tylko, wychodząc.

***

 - Muszę  pogodzić się z byciem człowiekiem- podsumowałem.- Byłem na to przygotowany- powiedziałem wysłuchawszy relacji Elijah'y.- Bonnie, możesz przygotować zaklęcie, które powstrzyma przemiany?
- Daj mi godzinę- powiedziała.- Wszystko przygotuje.
- Zostawiam was, żebyście mogli sobie podyskutować- dodałem.- Nie martwcie się, nie będę podsłuchiwał- uśmiechnąłem się z przymusem. 
Wszedłem na górę, do mojej pracowni. Znalazłem tam blondynkę.
- Caroline?- zapytałem cicho.- Mogę?
- Jasne, przecież to twój dom- powiedziała w zamyśleniu.
- Słyszałaś?- pokiwała głową.- Myślisz, że będę beznadziejnym człowiekiem? Spotkamy się za dwadzieścia lat, ty piękna i wiecznie młoda, ja podstarzały playboy  po czterdziestce- roześmiała się.
- Dasz sobie radę?- zapytała po chwili.
- Ja? Oczywiście, wątpisz w moją siłę?- zapytałem, chwytając ją za rękę.
- Jakże bym śmiała- uśmiechnęła się.- Mam już taki sposób bycia, martwię się o przyjaciół.
- Mam do ciebie prośbę- spojrzała na mnie pytająco.- Wyjedź ze mną, jako przyjaciele. Bardzo chciałbym ci pokazać kilka miejsc, ale nie martw się, pozbędziesz się mnie jak tylko wrócimy. Jestem człowiekiem, już nie stanowię żadnego zagrożenia.
- Zgadzam się- powiedziała, byłem szczęśliwy.
___________________________________________
Wiem, wiem zła ze mnie kobieta. W kolejnym rozdziale, Klaus i Caroline wrócą z podróży i spędzą trochę czasu z przyjaciółmi i rodziną. Dla jasności Klaus nie zna szczegółów rozmowy Elijah'y z Silasem. Rozdział w piątek. Pozdrawiam:)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 11

- Niklaus- zaczął Elijah.- Mamy problem.
- Czy my mamy coś innego niż problemy?- zapytałem retorycznie.- Co się stało?
- Nik, my naprawdę bardzo się staraliśmy, ale- wtrąciła Rebekah.
- Zacznijmy od począdku- przerwał jej Elijah.- Jak zapewne pamiętasz, Silas zażądał odnalezienia Katherine i Tatii, udało nam się- przecież to doskonałe wieści.- Jednak pojawiliśmy się za późno, żyła tylko Katherine. Ciało Tatii odnaleźliśmy kilka kilometrów dalej, całkowicie wysuszone z krwi. Bonnie potwierdziła śmierć Petrovej.
- To wspaniale, że ona nie żyje- powiedziałem.- Przecież przez tyle stuleci dawała nam w kość. Co ma z tym wszystkim wspólnego Bonnie?
- Jestem kotwicą drugiej strony- wtrąciła Bennett.- To długa historia, nie mamy na to czasu- dodała, widząc moją zszokowaną minę.- Klaus nie powinniśmy cieszyć się ze śmierci Tatii. Ona była naszym jedynym sposobem na przywrócenie ci nieśmiertelności- mina mi zrzedła.
- Bonnie, ma rację- zaczął na powrót Elijah.- To jej krew stworzyła z nas wampiry, nie wiemy jak zrobić to bez niej- zostałem skazany na życie w tym śmiertelnym ciele.- Spróbujemy odnaleźć Silasa, on wie jak urzyć zaklęcia nieśmiertelności, sam je stworzył, może znajdziemy jakąś metodę żeby obejść ten warunek.
- Myślisz, że Silas będzie chciał pomóc?- zapytałem zrezygnowany.- Co się stało z Katherine?
- Na razie nie możemy go znaleźć, jakby zapadł się pod ziemię- odpowiedział Elijah.- Jestem w stanie zrobić wszystko, żeby zechciał nam pomóc. Jeżeli chodzi o Katherine, jest na górze, zamknęliśmy ją w jednym z pokoi.
- Powiedźcie chociaż, że jest jakiś sposób na zatrzymanie moich wilczych przemian- poprosiłem z nadzieją.
- Tutaj odnieśliśmy sukces- powiedziała, pocieszająco Bonnie.- Znalazłam zaklęcie, które potrafi to zatrzymać. Mogę je wykonać dwadzieścia cztery godziny po ostatniej pełni.
- Wspaniale- odparłem.- Pozwólcie, że teraz zostanę sam- powiedziałem i wyszedłem z rezydencji.

***

- Wiedziałem, że tutaj się ukryjesz- usłyszałem za sobą głos brata.- Zawsze to robiłeś, jeszcze kiedy wszyscy byliśmy ludźmi- przysiadł przy mnie, pod starym dębem.- Zapomniałem już jak tutaj pięknie.
- Wspominałem ostatnio jak bawiliśmy się tutaj jako dzieci- odezwałem się po chwili.- Jak znajdowałeś mnie po każdej awanturze z Mikaelem. Kiedyś Henrik przybiegł za tobą, żeby poskarżyć się na Kola, który powiedział, że matka upiekła jego zajączka na kolacje, pamiętasz?- zapytałem, przyglądając mu się.
- Oczywiście, że pamiętam- odpowiedział.- Niklaus, wiem, że teraz będę może brzmiał jakbym się wymądrzał, ponieważ co ja powiedzieć o twojej sytuacji, ale nawet jeżeli nie uda nam się znaleźć sposobu na twój powrót do wampiryzmu, będziesz miał cudowne życie- spojrzałem na niego z powątpiewaniem.- Teraz na pewno myślisz, że to niemożliwe, ale musisz mi uwierzyć- poprosił.- Masz szanse zacząć nowe, lepsze życie. Założysz rodzinę, poznasz kobietę, która da ci szczęście, może doczekasz się dzieci i w przyszłości zostaniesz dziadkiem- uśmiechnął się.- Masz szanse odzyskać wszystko co zostało nam odebrane wieki temu- zakończył.
- Tobie naprawdę wydaje się, że to jest najcudowniejsza rzecz jaka mogła mnie spotkać- podsumowałem.- Jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzić? Co z moimi wrogami? Doskonale wiesz, że wszyscy chętnie mnie zabiją. Co z naszą rodziną, stracę również was.
- Wydaje ci się, że to jest teraz kiepski pomysł- powiedział.- Jednak pamiętaj, że my zawsze będziemy przy tobie, mogło być między nami różnie, ale kochamy cie i niezależnie od wszystkiego zawsze będziesz naszym bratem. Jeżeli chodzi o wrogów, przed nim również będziemy cie chronić- przytuliłem go.
- Dobrze wiedzieć, że jesteście obok- powiedziałem, rozklejając się.- Kolejna oznaka ludzkiej natury- roześmialiśmy się obydwaj.
- Wracam do domu- powiedział, podnosząc się z ziemi.- Idziesz ze mną?
- Za chwilę- odparłem.- Chce się nacieszyć widokiem.

***

- Co z nim?- zapytali wszyscy, kiedy tylko wszedłem do salonu.
- Chyba, pogodził się z możliwością pozostania człowiekiem- odpowiedziałem.- Jednak martwię się jego brakiem determinacji. Jest bardzo zagubiony i potrzebuje nas wszystkich.
- Usiłuje namierzyć Silasa- wtrąciła Bonnie.- Mam nawet pewien trop, jednak musicie go sprawdzić.
- Mogłabyś pojechać tam ze mną i Kolem?- zapytałem.
- Jasne, Silas może być nieobliczalny, pomogę w razie potrzeby- odparła.
- Dziękuje- odpowiedziałem.- W takim razie ja, Bonnie i Kol jedziemy do Silasa, proszę żeby część was zajęła się Katherine, a część Klausem- tutaj spojrzałem szczególnie na Rebekę i Caroline.
- Pójdę do Klausa- zaproponowała Caroline i wyszła.
- Ona jest dla niego najważniejsza- powiedziała Rebekah.- To prawdziwa przyjaciółka- dodała.

***

- Nie wierzę, ludzie zapiszcie ten dzień w kalendarzu- usłyszałem kolejny głos za plecami.- Niklaus Mikaelson, najbardziej zadufana w sobie osoba, ukrywa się przed światem- śmiech Caroline, kiedy przysiadała się do mnie.- Powiesz co ci chodzi po głowie?
- Zastanawiam się, jak ułożyć w przyszłości moje ludzkie życie- powiedziałem.- Myślisz, że to w ogóle jest możliwe?- zapytałem.
- Klaus, przecież nikt jeszcze nie powiedział, że zostaniesz człowiekiem- przypomniała trzeźwo.- Jest jeszcze nadzieja, że znajdziemy inny sposób.
- Naprawdę w to wierzysz?- zapytałem.- Silas nigdy nie pomoże mi znów stać się wampirem, widzi we mnie konkurencje, doskonale o tym wiesz, więc należy być realistą i porzucić złudną nadzieję- dodałem.
- Będziemy się tym martwić kiedy się nie uda- odpowiedziała.- Poszukamy czegoś innego, coś na pewno musi się znaleźć.
- Caroline, wiem, że próbujesz mnie pocieszać- powiedziałem- ale nie musisz udawać głupiej. Wiem, że Elijah nie ma tak naprawdę kolejnych planów, będzie szukał do upadłego. Jestem mu za to wdzięczny, on się nigdy nie poddaje, ale przychodzi taka chwila kiedy należy przyznać, że ponieśliśmy porażkę. Pogodziłem się z tym, że ją poniosłem- spojrzała na mnie.- Będę prowadził normalne ludzkie życie. Próbuje spojrzeć na to z innej perspektywy, czy to nie zabawne, że ja Niklaus Mikaelson, Pierwotna Hybryda, osobnik, którego się wszyscy bali, skona jako zwykły śmiertelnik?
- Nie mów w ten sposób- poprosiła Caroline.- Ta Pierwotna Hybryda, o której mówisz nigdy by się nie poddała, przynajmniej ja go takiego znałam- uśmiechnęła się.- To najbardziej irytująca, wścibska i uparta, nieznosząca sprzeciwu osoba jaką znam, poza tym sam mówiłeś, że jesteś jeden krok przez wszystkimi. Gdzie się podziały te wszystkie cech?- zapytała.
- Zniknęły wraz z wampiryzmem- odpowiedziałem.- Dobrze, wracajmy już do domu, nie mam ochoty o tym więcej rozmawiać- podałem jej dłoń i razem wróciliśmy do domu.
__________________________________
Dla mojej najwierniejszej czytelniczki Elose. Jeszcze trzy rozdziały i będziemy się żegnać. Mam już zarys zakończenia. Szczerze może się zmienić, ponieważ nie wiem jeszcze jak potoczy się rozmowa z Silasem. Jutro się tego dowiecie.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 10

Dwa dni później:

Chodziłem jak oparzony. To już dzisiaj. Za kilka godzin. Co ja zrobię? Dlaczego akurat ja? Niklaus natychmiast weź się w garść! Nie wierzę, chyba zaczynam wariować! Gdzie są wszyscy? Gdzie jest Caroline, przecież obiecała, że będzie przy mnie. Zadzwonię. Oszalałeś, ona ma cie pewnie głęboko gdzieś! Chociaż spróbuje.
- Klaus, nie martw się, będę za pół godziny- powiedziała, kiedy odważyłem się do niej zadzwonić. Odetchnąłem z ulgą. Nie będę sam. Czy ja zawsze byłem takim tchórzem?  Nie przypominam sobie.
- Wszystko w porządku?- zapytała, blondynka wchodząc do salonu.- Klaus, co robisz?
- Chyba zaczynam świrować- powiedziałem.- Nie mogę się powstrzymać- tłumaczyłem moje picie i powylewane farby.- To pozwala, skupić na czymś myśli.
- Tylko dlaczego, musi być takie mroczne?- zapytała, podchodząc do mnie.
- Wiesz, nie mam dzisiaj najlepszego humoru- odpowiedziałem.
- Zdziwiłabym się gdybyś był, najszczęśliwszym człowiekiem na świecie- odparła.- Kiedy to wszystko się skończy, powinieneś się o czymś dowiedzieć.
- Stało się coś złego?- zapytałem, natychmiast.- Dowiedziałaś się czegoś od Elijah'y? Ze mną nie chce nawet zamienić słowa- poskarżyłem się, chociaż wiedziałem, że to bardzo dziecinne.
- Najpierw skupmy się na zapewnieniu tobie bezpieczeństwa- wymigała się od odpowiedzi.- Później porozmawiamy.
Nadeszła pora żeby zmierzyć się ze swoim największymi lękami. Jak to teraz mówią ludzie, wyciągnę wszystkie trupy ze swojej szafy.
- Chodźmy do piwnicy Lockwood'ów Jest najlepszym miejscem do przemiany- wyrwał mnie z rozmyśleń głos blondynki.- Przygotowałam łańcuch i tojad-tłumaczyła.- Zdążyłam już zauważyć, że osłabia ból samej przemiany, ponieważ Tyler kiedyś go zażywał.
- Nie wydaje mi się, żeby to coś pomogło- powiedziałem z powątpiewaniem.- Ale łańcuchy jak najbardziej są na miejscu.

***

Wspólnie przeszliśmy do piwnicy. To rzeczywiście najlepsze miejsce. Środek lasu, z dala od cywilizacji i ludzi. Tylko żeby wszystko się udało, żeby szybko się skończyło.
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz?- powiedziała Caroline, kiedy już zeszliśmy na dół. To tutaj Silas przetrzymywał dziewczynę. To miejsce wywróciło moje życie do góry nogami. Mogłem pozwolić ją zabić, nic by się nie zmieniło. Jednak czy byłbym w stanie? Spojrzałem na Caroline, uśmiechała się pocieszająco, mocując wszystkie przyrządy. Nie, nie mógłbym zostawić jej na pewną śmierć. Nawet jeżeli cena jest tak wysoka, ona jedyna mnie obecnie wspiera. To oczywiście też nie jest do końca prawdą, całe moje rodzeństwo, nawet banda z Mystic Falls starała się jakoś odwrócić proces mojego człowieczeństwa. Jednak miałem prawo mieć do nich żal, zostałem odsunięty na drugi plan, a oni wykonywali całą prace nie informując o postępach.
- Wszytko gotowe, za kilka minut powinno się zacząć- zostałem w samej bieliźnie i pozwoliłem się przypiąć do zimnej ściany.- Powinieneś to wypić kiedy poczujesz, że przemiana jest blisko- podała mi butelkę z tojadem.- Teraz zamknę kratę i będę wszystko kontrolować- czułem się jak w więzieniu. Caroline usiadła po drugiej stronie i bacznie mi się przyglądała.
- Wydaje mi się, że powinnaś sobie pójść- powiedziałem, po chwili ciszy.- Co prawda, kraty i łańcuchy wyglądają na masywne, ale nie chce zrobić ci krzywdy, gdyby coś się nie powiodło.
- Coś ci obiecałam i zamierzam dotrzymać słowa- powiedziała.- Powinieneś się martwić o siebie, nie o mnie.
Nie rozmawialiśmy już więcej. Już nie czułem lęku, byłem całkowicie spokojny. Minęło kilka minut i wiedziałem już, że wszystko się zbliża. Napiłem się tojadu. Cholernie zapiekło w przełyku. Jednak to było nic w porównaniu z tym co poczułem po chwili. Wszystkie kości w jednej chwili zaczęły mi się łamać. Wrzeszczałem w niebo głosy, nie potrafiłem tego kontrolować. Zacząłem wyrywać łańcuchy i dopadłem do krat. Instynkt podpowiadał mi, żeby rozerwać gardło Caroline na tysiące strzępów. Już nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje.

***

- Klaus?- otworzyłem oczy.- Już po wszystkim- uśmiechnęła się.- Chodź pomogę ci- podparła mnie o ścianę- byłem przykryty kocem.
- Jak długo to trwało?- zapytałem oszołomiony.
- Kilka godzin- odparła.- Jest wpół do czwartej. Proszę- podała mi ubranie.- Powinniśmy wrócić do rezydencji. Wszyscy na pewno na nas czekają.
- Dlaczego mieliby czekać?- zapytałem, zaczynając się ubierać.
- Wszystko ci powiemy, kiedy dotrzemy na miejsce- odparła.- Doskonale wiesz, co usiłowaliśmy osiągnąć- przytaknąłem.- nadeszła więc pora, żebyś dowiedział się o działaniach i o ich rezultacie.
- Ty wiesz już wszystko?- zapytałem z nadzieją.
- Byłam powiadamiana na bieżąco, jednak wczoraj i dzisiaj nie dowiedziałam się jeszcze o niczym- powiedziała.- Nawet nie próbuj czegoś ze mnie wyciągać, nic nie powiem, polecenie twojego brata.
- Powiedź chociaż czy wieści są dobre czy złe- poprosiłem.
- Klaus, ja naprawdę nic nie mogę ci powiedzieć- odparła.- Elijah, wytłumaczy ci wszystko ze szczegółami.
Dałem za wygraną, w milczeniu wracaliśmy do mojego domu. Gdyby wieści były dobre, chyba by ich nie ukrywali. Będę musiał żyć w ludzkim ciele przez najbliższe czterdzieści lat, a później umrę. To nie najgorsza perspektywa. Może chociaż uda nam się wymyślić, nowy sposób na powstrzymanie wilczych przemian. Przepuściłem Caroline w drzwiach i weszliśmy do salonu. Elijah, Rebekah, Kol, Bonnie, Elena, Stefan, Damon, Tyler, Matt i Jeremy rozmawiali przyciszonymi głosami, jednak gdy nas zobaczyli, natychmiast umilkli. Kolejna wada bycia człowiekiem, nie mogłem dowiedzieć się o czym mówili.
- Niklaus- zaczął Elijah.- Mamy problem...

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 9

Kilka dni później:

Wszystkie moje dni były takie same. Wiecznie musiałem siedzieć w domu i meldować każde wyjście. Oczywiście usiłowałem jakoś negocjować warunki z Elijah, jednak w jego przypadku to było rzucanie jak grochem o ścianę. Ciągłe paplanie Niklaus, my tylko dbamy o twoje bezpieczeństwo. Daj nam jeszcze czas, a wszystko wróci do normy. Znajdziemy sposób żeby przywrócić ci twoją nieśmiertelność. Nigdy nie byłem tak zależny od innych. Oni zawsze się mnie bali, zawsze to ja kontrolowałem sytuacje. Myślałem, że mając po swojej stronie Bonnie, szybko uda nam się odwrócić działanie tego przeklętego lekarstwa. Zbliżała się pełnia, a ja za nic w świecie nie chciałem się przemieniać. Jednak nawet w najczarniejszym scenariuszu, należy znaleźć promyk słońca. Znalazłem swój, jest nim Caroline, odwiedza mnie codziennie i chociaż nadal momentami mam ochotę ją zamordować, jest chyba jedyną osobą, która wspiera mnie w stu procentach. Czekam na jej odwiedziny z takim utęsknieniem, że sam siebie momentami nie poznaje. Dzięki jej pomocy, postanowiłem rozliczyć się z moją przeszłością, nawet jeżeli znów będę Hybrydą zacznę wszystko od początku, z czystą kartą.
- Cześć, Klaus- usłyszałem głos blondynki.- Słyszałam, że dzisiaj na nikogo nie nawrzeszczałeś- uśmiechała się promiennie.- Cóż to za zmiana?
- Miło mi, że przyszłaś- odpowiedziałem.- Postanowiłem, że nie będę się już nad sobą użalał. Mam pomysł jak zająć myśli czymś innym, a nie tylko siedzeniem w tym miejscu. Nie chciałabyś się ze mną dokądś wybrać?- zapytałem z nadzieją.
- Ale nie planujesz mnie zamordować?- udawała wystraszoną.
- Chce gdzieś wrócić i porozmawiać- odpowiedziałem.
- Powroty po latach?- zapytała.- Brzmi ciekawie, oczywiście, że chętnie poznam twoją przeszłość.
Wyszliśmy na spacer, tą samą drogą, którą niegdyś, wieki temu pokonywaliśmy z moim rodzeństwem jako ludzie. Oczywiście musiałem pokazać Caroline, moją ukochaną polanę. W momencie kiedy stanąłem, przed miejscem, w którym dawno temu stał mój stary dom, poczułem jakbym zderzył się z ciężarówką, cholernie bolało.
- Tutaj gdzie teraz stoimy- zwróciłem się do blondynki.- Kiedyś była wieś, stał tu mały domek, rodziny Mikaela- chwyciła mnie za rękę.

Rok dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty:

- Na pewno wygram- wrzeszczał Kol.- Ty już jesteś dziadkiem Niklaus.
- Dziadek, pokaże ci jak sromotną porażkę poniesiesz- sam też wrzeszczałem jak opętany, nacierając na wroga z mieczem w dłoniach. To było oczywiste, że musiał przegrać, był jeszcze taki młody, nic nie potrafił. Rozbroiłem go w ciągu kilku minut.
- Nie no, nasz mistrz- roześmiał się Kol, podcinając mi nogi.- Co teraz?
- Teraz dostaniesz, porządne lanie- powiedziałem, udając, że zaczynam tłuc go pięściami.
- Koniec wariactw- zawołała Esther.- Idźcie się wymyć, podaje do stołu.

- Moja matka, była wtedy jeszcze, naprawdę troskliwą matką- powiedziałem, przerywając wspomnienie w połowie opowieści.- Jednak, była zastraszana przez ojca. On był głową rodziny, a w tamtych czasach to mężczyźni mogli zrobić z żonami co zechcą.
- Rozumiem- powiedziała, przyglądając mi się.- Jakie były twoje relacje z rodzeństwem w tamtych czasach?
- Byliśmy kiedyś bardzo zżyci- odpowiedziałem.- Finn, był zawsze dość odsunięty od wszystkich, Elijah nas zbliżał, uważał że powinniśmy być razem, Kol był nieodpowiedzialnym dzieciakiem, a Rebekah i Henrik to dwa małe promyczki- zacząłem wszystkich opisywać.- Kochałem ich, nadal kocham.
- Oni też cie kochają- powiedziała.- Zawsze będą przy tobie.
- Wiem, ale jednej rzeczy nigdy Elijah, nie wybaczę.

Rok tysięczny:

- Elijah, pomóż mi!- krzyknął Mikael.- Nie widzisz, że zamienia się w potwora?
- Proszę cie bracie to boli! Co się dzieję? Nie róbcie tego!
- Synu, trzeba go powstrzymać inaczej nas wszystkich pozabija!
Elijah pomógł Mikaelowi, mnie unieruchomić. Wiedzieli, przynajmniej ojciec, co się ze mną dzieje, że zamieniam się wilka. Nie chciałem, naprawdę starałem się to powstrzymać. Jednak czułem tylko wszystkie łamiące się kości. Później już obudziłem się następnego dnia.

- To była pierwsza pełnia, po przemianie w wampira?- pokiwałem potakująco.- Elijah wtedy cie zawiódł, ale przez resztę życia stara ci się pomagać- Caroline, i jej zdolność tłumaczenia wszystkich.
- Byłem wtedy sam!- krzyknąłem.- Nawet teraz nikomu nie przyszło na myśl, że będę przeżywał to tak jak wtedy!- uniosłem się.- Dlatego chciałem być Hybrydą, żeby mieć  swój wilczy gen, ale nie musieć się przemieniać.
- Wiesz, że ja ci pomogę- powiedziała.- Powinieneś się już przygotować, to już jutro.
- Nie chce, o tym jeszcze myśleć- powiedziałem.- Chodźmy do domu, Elijah pewnie umiera z niepokoju- uśmiechnąłem się, chwytając ją za rękę.
_______________________________________________
Trzymajcie rozdział. Postanowiłam, że cały blog będzie miał razem z Prologiem i Epilogiem, piętnaście rozdziałów. W następnym pierwsza pełnia Klaus, po przemianie człowieka.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 8

- Dlaczego tak długo się nie budzi?- usłyszałem stłumiony szept.
- Nie mam pojęcia, wszystko powinno się już unormować- kolejne szeptanie, nie potrafiłem rozróżnić głosów. Coś było nie tak. Próbowałem się poruszyć, całe ciało bolało mnie niemiłosiernie. Otworzyłem oczy i oślepiło mnie jasne światło.
- Rebekah, Elijah- zawołałem.- Jesteście tutaj?
- Niklaus, nareszcie się obudziłeś- zobaczyłem przed sobą zatroskaną twarz mojego brata. Spojrzałem w drugą stronę i natychmiast pojawiła się również Rebekah.
- Co się stało?- zapytałem, nie miałem pojęcia co się ze mną działo, ale czułem się dziwnie.- Dlaczego wyglądacie jakby ktoś umarł?
- Nik, co pamiętasz jako ostatnie?- zapytała Rebekah.
- No nie wiem...- zastanowiłem się chwilę.- Poszedłem z lekarstwem do Silasa, ale on powiedział, że ono go nie interesuje, że on chce Katherine i Tatię. Wbił mi kołek z Białego Dębu w plecy i wtedy...Caroline... Właśnie powiedźcie mi czy nic jej nie jest?- zapytałem, przypominając sobie o blondynce.
- Nawet o niej nie wspominaj!- zdenerwowała się moja siostra.- Gdyby nie była taka głupia, nie znalazłbyś się w obecnej sytuacji!
- Rebekah, natychmiast się uspokój!- próbował ją uciszyć Elijah.- Niklaus, dopiero co się obudził, nie możemy zasypywać go tysiącami informacji.
- Powiecie mi wreszcie o co wam chodzi?- zapytałem zdenerwowany.
- Klaus, dziewczyna czuła się w obowiązku ratować ci życie- zaczął Elijah.- Gdyby znalazła jakieś inne rozwiązanie na pewno by je wybrała. Pamiętaj, że obydwoje byliście w kiepskim stanie, a ty dodatkowo byłeś na granicy śmierci, dlatego podała ci lekarstwo- zakończył.
- Co zrobiła!?- zapytałem nie do końca rozumiejąc.- Czy wy właśnie próbujecie mi powiedzieć, że zostałem zamieniony w człowieka?- zapadła pełna napięcia cisza.

***

Kilka dni później:

- Niklaus, natychmiast przestań!- wrzasnął, przerywając moje demolowanie salonu.- Twoje wyładowywanie się na meblach nic nie zmieni w tej sytuacji.
- Zamknij się!- byłem wściekły, rozżalony i tak niewyobrażalnie bezbronny.- To nie ty stałeś się nic nieznaczącym robakiem, na którego, jeżeli tylko opuści dom, rzuci się stado jego wrogów żeby z lubością patrzeć jak rozszarpują go na strzępy- opadłem na fotel.
- Bracie, rozumiem że jesteś teraz zły na cały świat, ale pamiętaj, że masz rodzinę i my na pewno nie pozwolimy cie skrzywdzić- spojrzałem na niego wściekle.- Wiem, wiem, nie chcesz być od nikogo zależnym, ale żeby poprawić twój wisielczy humor powiem, że już wszyscy pracują nad przywróceniem ci nieśmiertelności.
- Jakoś nie widać efektów- powiedziałem.- Co będzie jeżeli nie znajdziemy sposobu?
- Przestań, wreszcie roztaczać takie czarne wizję- odpowiedział.- Ktoś przyszedł dotrzymać ci towarzystwa kiedy my będziemy załatwiać wszystkie sprawy, jednak obiecaj, że będziesz grzeczny.
- Kolejna niańka, nie mam najlepszego nastroju- odparłem, Elijah spiorunował mnie wzrokiem.- Dobrze, będę dżentelmenem. Kto będzie mnie pilnował?
W tym samym momencie do salonu weszła blond włosa wampirzyca.
- Cześć, Klaus- powiedziała nieśmiało.
- Elijah, ty chyba sobie żartujesz!- czy oni wszyscy postradali rozum.- Ona ma siedzieć tutaj ze mną, skoro ta sytuacja jest jej winą?
- Pamiętaj co obiecałeś- upomniał mnie Elijah.- Zostawiam waszą dwójkę samych w nadziei, że nie narobisz żadnych głupot Niklaus- bez większych ceregieli opuścił dom.

***

- Zamierzasz udawać, że w ogóle nie istnieje?- zapytała Caroline, po godzinie jaką spędziliśmy w milczeniu.- Nie powiem zachowujesz się bardzo dojrzale- najwyraźniej chciała mnie sprowokować.
- Jak twoim zdaniem powinienem się zachować w stosunku do osoby, która zrujnowała mi życie?- zapytałem spokojnie.- Może mam ci podziękować?
- Nie oczekuje, że okażesz wdzięczność- odparła.- Jednak może chociaż porozmawiamy?- milczałem.- Dobrze to pozwól, że ja ci coś powiem- pokiwałem głową.- Nie chciałam dać ci umrzeć, wiesz w jakim byłam stanie, a jedynym sposobem na uratowanie ci życia było podanie lekarstwa- nabrała głęboko powietrza.- Wiem, że mnie teraz nienawidzisz, ale gdybym miała dokonać wyboru jeszcze raz to decyzja byłabym taka sama- zakończyła.
- Zapomniałem, że gdybym umarł ty i reszta bandy poszła by do piekła razem ze mną- powiedziałem uszczypliwie.- Najlepszym sposobem na unieszkodliwienie mnie była zamiana w człowieka.
- Może ty jesteś takim okrutnikiem- odpowiedziała.- Ja nie jestem samolubem i wcale nie zależy mi na twojej śmierci- dodała.- Skończmy już z tym obwinianiem się wzajemnie i powiedz wreszcie o co w tym wszystkim ci tak naprawdę chodzi?- zapytała nieoczekiwanie.
- O co ci chodzi?- czego ona właściwie oczekuje.
- Klaus, sam podziwiałeś mnie za to, że potrafię zauważyć w ludziach ich najskrytsze cechy- odparła.- Powiedz mi co tak skrzętnie ukrywasz przed wszystkimi- poprosiła.- Wiem, że to dla ciebie w pewnym sensie kolejna nowa sytuacja, ale postaram się ci pomóc.
- Nic o mnie nie wiesz!- nagle ogarnęłam mnie złość.- Idź do diabła i daj mi spokój!- w tej chwili zaskoczyła mnie chyba najbardziej, podeszła i chwyciła mnie za rękę.- Co robisz?
- Staram się pomóc- odpowiedziała po prostu.- No dalej wygadaj się.
- Niech cie szlak, Caroline Forbes- pierwszy raz się uśmiechnęła.- Jestem przerażony, zbliża się pełnia a ja od niedawna znów jestem tylko zwykłym wilkołakiem- nawet nie chciałem o tym myśleć.- Przemienię się i po raz kolejny będzie cholernie bolało. Nawet nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić. No dalej idź i powiedz innym, że Niklaus Mikaelson, ta straszna Pierwotna Hybryda jest zwykłym tchórzem.
- Rozumiem- nawet nie zwróciła uwagi na wypowiedziane przeze mnie ostatnie zdanie, zapadła cisza.- Będę przy tobie jeżeli tego potrzebujesz.
- TY?- zapytałem- Dlaczego?
- Uważam, że nikt nie powinien byś sam w takim krytycznym momencie- odpowiedziała.- Dopilnuje żebyś był bezpieczny i nie zrobił nikomu krzywdy.
- Dziękuje- przytuliłem się do niej, ku mojemu zaskoczeniu nie odepchnęła mnie.


niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 7

Obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu z niewyobrażalnym bólem głowy. Straciłem ostrość widzenia i zmysł orientacji. Otrząsnąłem się z otępienia i próbowałem ustalić w jakim miejscu się znalazłem.Pomieszczenie było zimne, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci.. Dopiero w tym momencie poczułem, iż jestem przykuty do ściany i osłabiony werbeną. Usłyszałem jakiś ruch bardzo blisko miejsca mojego pobytu. Wtedy sobie przypomniałem.
- Caroline?- zawołałem-.- Jesteś tutaj?
- Klaus- usłyszałem jej szept.- Dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu?
- Jeszcze nie wiem- odpowiedziałem.- Obiecuje, że się dowiem i wyciągnę nas z tego. Powiedz jak się czujesz- poprosiłem.
- Co jakiś czas ktoś przychodzi i podaje nam werbenę- odpowiedziała.- Jednak nic poza osłabieniem mi nie dolega.
Usłyszałem kroki i gorączkowo zacząłem szukać jakiegoś wyjścia z sytuacji. Otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wpadło trochę światła. Jednak nie na długo, ponieważ postać mężczyzny przekroczyła próg, zamknęła drzwi i znów zapadły ciemności.
- Widzę, że już się obudziliście- usłyszałem głos Silasa.- To wspaniale, ponieważ musimy sobie pogawędzić.
- Czego chcesz?- zapytałem podnosząc głos.
- Nie mamy lekarstwa, więc dlaczego nas porwałeś?- zadała kolejne pytanie Caroline.
- Wiem, że lekarstwo zabrała niejaka Katherine Pirce- odpowiedział.- Twój brat odnajdzie dla mnie sobowtóra, a ty Niklaus przyprowadzisz Tatię Petrovą, czyli twoją dawną miłość.
- Chyba nie myślisz, że zrobię co mi karzesz- powiedziałem.- Nic mnie nie obchodzi jakie są twoje plany względem tych dwóch suk.
- Nawet nie wiesz jak bardzo powinno cie to obchodzić- odpowiedział.- Tak się składa, że mam coś co jest dla ciebie ważne.
W tym momencie zapaliło się światło i zobaczyłem jak Silas podchodzi do Caroline i wymierza jej silny cios. Zacząłem się szarpać jednak byłem zbyt osłabiony żeby wyrwać łańcuchy ze ściany.
- Zainteresowany?- zapytał z uśmiechem.- Jest naprawdę piękna i szkoda byłoby zabijać taki dobry materiał, jednak nie pozostaje mi nic innego jak cie przekonać do współpracy- zobaczyłem jak przykłada do piersi dziewczyny drewniany kołek i lekko go wbija.
- Nie!- wrzasnąłem kiedy po pomieszczeniu rozszedł krzyk Caroline.- Zostaw ją w spokoju- powiedziałem.- Ona nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
- Wręcz przeciwnie- odpowiedział spokojnie.- Zrobisz o co proszę, albo będziesz patrzył jak dziewczyna ginie- dodał.- To jak będzie?- Pokiwałem głową.
- Zrobię co zechcesz, tylko nie krzywdź Caroline- odpowiedziałem zrezygnowany.
- Grzeczny chłopiec- powiedział uśmiechnięty.- Trzeba słuchać starszych. Dziego rozkuj Niklausa i wyprowadź na świeże powietrze.
Jakiś potężny blondyn ściągną ze mnie łańcuchy i zaczął wyprowadzać z lochów.
- Uratuje cie Caroline, wrócę i wszystko będzie dobrze- powiedziałem zanim wypchnięto mnie na zewnątrz.
- Masz czterdzieści osiem godzin- powiedział sługus Silasa i zniknął.
W wampirzym tempie dotarłem do willi Salvatorów i złapałem za telefon. Wybrałem numer Kola, odebrał po dwóch sygnałach.
- Braciszku jeszcze niczego nie znaleźliśmy- powiedział od razu.
- Wracajcie do Mystic Falls, natychmiast- rozkazałem.
- Co się stało Niklaus?- usłyszałem głos z pod drzwi.
- Elijah, jak dobrze cie widzieć- powiedziałem, przyglądając mu się.- Wy wracajcie, potrzebuje pomocy- powtórzyłem i zakończyłem rozmowę.
- Powiesz mi co się stało?- powtórzył pytanie najstarszy Pierwotny.
- On ma, Caroline- powiedziałem.- Zagroził, że ją skrzywdzi jeżeli nie przyprowadzę do niego Katherine i Tatii- zacząłem nerwowo przechadzać się po salonie.
- Nikalus, przepraszam ale kim jest on i dlaczego chce zdobyć akurat Katherine i Tatię?- byłem zdenerwowany, a jego słowa doprowadzały mnie do szaleństwa, on zawsze jest taki niedoinformowany.
- A kogo w tej chwili szukamy? Oczywiście, że chodzi o Silasa!- wrzasnąłem.- Odnalazłeś Katherine?
- Wiem gdzie jest, ale ona już nie ma lekarstwa- powiedział,- Zwróciła mi je i kazała zrobić co zechce.
- Silasowi raczej nie chodzi o lekarstwo!- a może jednak.- Jak odnajdziemy Tatię?
- Najpierw spróbujemy z samym lekarstwem- odparł Elijah. Ty naprawdę nie masz planu. Zależy ci na jej życiu prawda?- zapytał.
- Uważam, że nie zasłużyła na to żeby poświęcić ją w jakiś głupich porachunkach, z którymi nie ma nic wspólnego- odpowiedziałem racjonalnie.
- Odzyskamy ją, obiecuje ci bracie- powiedział Elijah. Zaczekajmy na pozostałych, musimy opracować jakiś plan.
- Jedynym planem jaki mam jest oddanie Silasowi, Tatii, lekarstwa i tej przeklętej Katherine.
- Sprawdźmy najpierw czy Silas przyjmie samo lekarstwo bez narażania rodu Petrovych- powtórzył Elijah.- Co zamierzasz zrobić, jeżeli jego żądania nie zakończą się tylko na chęci dostania Katherine i Tatii?- zapytał.- Należy pamiętać, że ich krew stworzyła naszą rodzinę, a w końcu całą rasę o co tak naprawdę może chodzić Silasowi?
- Wiesz jakoś się nad tym nie zastanawiałem- odparłem.- Zostałem zaskoczony i nie miałem czasu na zadawanie pytań- dodałem kąśliwie.
- Nie pozostaje nam nic innego jak czekanie na powrót pozostałych- zakończył rozmowę Elijah.

***

- Jak to Silas ma Caroline?- zapytała po raz setny Elena.- Do czego jest mu potrzebna?
- Przetrzymywanie Caroline, ma nakłonić Niklausa do spełnienia jego żądań- odpowiedział za mnie Elijah.
- Przestańmy już prowadzić tą chorą dyskusję i zacznijmy planować jakieś działania!- wybuchnąłem.- Wiecie co, wy zdecydujcie jak znaleźć te dwie wredne, bezwzględne jędze, a ja idę po Caroline- bez zbędnych wyjaśnień opuściłem dom.
Doszedłem do lochów rodzinnych tego zakłamanego niewdzięcznika, Tylera i zszedłem na dół. Byłem zdziwiony kiedy zobaczyłem, że dziewczyna została sama. Jednak kiedy lepiej się przyjrzałem dostrzegłem, że jest wycieńczona i najwyraźniej była torturowana.
- Kochanie już jestem przy tobie- powiedziałem wyrywając przytrzymujące ją łańcuchy- Wszystko już w porządku, zabieram cie stąd.
- Uciekaj- usłyszałem tylko jej szept.
- Nie zostawię cie tutaj- odpowiedziałem w tym samym czasie słysząc chrząknięcie.
- Trzeba było jej posłuchać- rozległ się głos Silasa.- To nad wyraz mądra kobieta.
Zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, poczułem niewyobrażalny ból w plecach.
- To kołek z Białego Dębu- powiedział Silas tonem wyjaśnienia.- Wiesz co może ci zrobić, prawda?- zaczął przekręcać drewno.
- Mam lekarstwo- powiedziałem , próbując ratować sytuacje.
- Nic mnie to nie obchodzi- wbił kołek głębiej w moje ciało.- Miłej agonii, żegnaj Niklaus- zniknął.
Wiedziałem, że nie jestem w stanie wyciągnąć śmiertelnej broni z moich pleców. Zdawałem sobie również sprawę z kondycji Caroline, która mogła być moją ostatnią nadzieją. Nagle usłyszałem jej głos.
- Klaus nie dam rady ci tego wyciągnąć- spojrzała mi prosto w oczy.- Powiedziałeś, że masz lekarstwo- poczułem, że przeszukuje moje kieszenie.
- Nie Caroline, nie zgadzam się- ale już było za późno, dziewczyna wcisnęła mi do gardła zawartość fiolki i znów zapadła ciemność.
_________________________________________
Klaus, człowiekiem. Myślicie, że da sobie radę?

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 6

- Katherine?- zapytałem gotując się ze złości.- Ta mała, wredna suka!
- Powiedz mi, Klaus dlaczego nie zabiłeś jej kiedy miałeś okazję?- zapytał złośliwie Damon.
- Jeżeli się nie zamkniesz, to ty za chwile będziesz leżał na podłodze z wyrwanym sercem!- wrzasnąłem, powoli zaczynałem tracić resztki cierpliwości.
- Nik, uspokój się- powiedziała Rebekah.- Teraz twoje wrzaski nic nam nie pomogą. Musimy znaleźć Katherine Pierce.
- Przepraszam, że wam przerwę- wtrącił Kol.- Ale mamy jeszcze większy niż ten sobowtór, nie wiem czy dosłyszeliście jak powiedziałem, że żeby zdobyć lekarstwo zbudziła Silasa.
- Ja znajdę Katherine- powiedział Elijah.- Wy zajmijcie się odnalezieniem Silasa zanim wymorduję połowę ludności.
Zapadła pełna napięcia cisza. Chciałem wszystkich pozabijać i nie miało dla mnie znaczenia co się stanie z Katherine, Silasam i całym światem. Liczyła się tylko moja tłumiona złość. Nagle usłyszałem, że ktoś się do mnie zwraca.
- Klaus, może przestaniesz stać jak słup soli i zaczniemy działać?- to była Caroline.- Zawsze chwalisz się, że jesteś o krok przed wszystkimi więc jaki jest nasz plan awaryjny?
- Jak powiedział Elijah, on odnajdzie Katherine, a my zrobimy tak jak było planowane- odpowiedziałem, oddychając głęboko.
- Chcesz żebyśmy pojechali na wyspę?- zapytał Stefan.- Czego mamy szukać. Kogo mamy szukać? Jak się bronić przed nieznanym niebezpieczeństwem?
- Silas dwa tysiące lat spędził zamieniony w kamień, was będzie kilkoro w tym dwójka Pierwotnych więc raczej jesteście bezpieczni- powiedziałem i ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu wszyscy jednogłośnie wyrazili zgodę.
Ustaliliśmy, iż kolejnego dnia Damon, Stefan, Elena, Bonnie, Kol, Rebekah oraz Tyler wyjadą na wyspę w poszukiwaniu jakiś śladów obecności Silasa. Elijah spróbuje odnaleźć Katherine, natomiast ja, Caroline, Jeremy i Matt będziemy odszyfrowywać mapę. Niestety to ostatnie okazało się niewyobrażalnie trudne, nawet z moimi osiągnięciami. Po kilku godzinach odszyfrowaliśmy może jedną czwartą, jeżeli już mamy być optymistami. Musieliśmy pamiętać, że brygada naszych wyspiarzy czakała na jakieś podpowiedzi.
- Nie to nie ma żadnego sensu- wrzasnęła po pewnym czasie Caroline.- Elena dzwoniła i powiedziała, że nic nie znaleźli, może zwyczajnie Silasa już tam nie ma? Jeżeli został obudzony to po jaką cholerę my siedzimy nad tą głupią mapą, zamiast ruszyć się i coś robić?- powoli chyba zaczynała się załamywać.- Do tego Elijah też nie daje jakiegoś znaku życia- zaczęła się przechadzać po salonie.- Klaus, powiesz mi dlaczego byłeś takim durniem i nie pozbyłeś się jej kiedy miałeś okazje? Katherine stwarza same problemy, a ty akurat jej musiałeś okazać miłosierdzie- zakończyła swój monolog i z powrotem opadła na kanapę.
- Możesz mi powiedzieć, czego właściwie ode mnie oczekujesz?- zapytałem.- Nie jestem cudotwórcą jakbyś nie zauważyła.
- Nie cudotwórcą to ty zapewne nie jesteś- powiedziała.- Jesteś sadystycznym psychopatą, który postanowił zatruć nam życie- dodała złośliwie. Już otwierałem usta żeby coś odpowiedzieć, ale przerwał mi Jeremy.
- Skończcie tą waszą, jakże interesującą dyskusję- powiedział.- Jakbyście nie zauważyli to my z Mattem jesteśmy najbardziej pokrzywdzeni. Zostaliśmy skazani na wasze towarzystwo i nawet nikt nie raczył zapytać nas o zdanie.
- Wiecie co, jak jesteście tacy mądrzy to zajmijcie się tym sami- dodał Matt.- Nie potrzebna wam nasza pomoc, a ja i Jeremy pójdziemy się zająć swoimi ludzkimi sprawami- i razem z młodym Gilbertem wyszli z rezydencji.
- Widzisz co narobiłeś?- zapytała po chwili oburzona Caroline.
- Ja?- zrobiłem zdziwioną minę.- Wydaję mi się, że to ty zaczęłaś tą idiotyczną rozmowę, żeby mnie sprowokować.
- Dla ciebie prowokowaniem jest powiedzenie prawdy?- zachowywała się jak rozkapryszona dziewczynka.- Teraz to sam zajmuj się Silasem, Katherine, lekarstwem i resztą tego bajzlu- ruszyła w stronę drzwi.
- Dlaczego boisz się zostać ze mną sama?- zapytałem, a ona się zatrzymała.- Daj spokój chyba nie zaprzeczysz, że uciekasz dlatego, że zostaliśmy tylko my.
- Nigdzie nie uciekam- wstałem i podszedłem do niej.- Ja mamy po prostu zwyczajni dość twojego towarzystwa.
- O czyżby?- zapytałem pochylając się nad nią.- Zaraz cie pocałuje i zobaczymy czy wtedy będziesz chciała wyjść- niestety mój plan został przerwany przez dzwonek do drzwi.- Kto to do diabła!
Otworzyłem, na progu stał ciemnowłosy, wysoki mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałem na oczy.
- Witaj, Niklaus- powiedział z niezidentyfikowanym akcentem.
- Czy my się znamy? Kim ty do cholery jesteś?
- Ja znam ciebie, ale ty nie znasz mnie. Jestem Silas- powiedział, a później skręcił mi kark.- Życzę miłych snów.
_______________________________________________
Nie mam kompletnie pomysłu na to opowiadanie. Mam nadzieję, że jednak ktoś to czyta.